piątek, 22 marca 2013

O tym, jak było na Nikiszu...



Katowice. Miasto w województwie śląskim, uznawane za jego stolicę. Największe, najbogatsze, ale czy najciekawsze?
Znakomita większość Polaków kojarzy Katowice ze Spodkiem, Parkiem Śląskim (mimo, że ten leży w Chorzowie), Stadionem Śląskim (mino, że ten również leży w Chorzowie), węglem,  „Świętą Wojną” i Kamilem Durczokiem. Ci bardziej zorientowani kojarzą zespół SBB (mimo, że Józef Skrzek mieszka w Siemianowicach Śląskich) i wiedzą, że w katowickich Szopienicach urodził się Kazimierz Kutz. Wiedzą, że w Katowicach działa kilka kin, teatrów, festiwali teatralnych (Letni Ogród Teatralny, Katowicki Karnawał Komedii, Interpretacje), i że Piotr Kupicha i jego „szesnastka” wygrali „Bitwę na Głosy”.
Ale ile osób pamięta, że Katowice to również Nikiszowiec?
Zabytkowa dzielnica robotnicza powstała na początku XX w. i była ściśle związana z przemysłem węglowy, który wówczas był źródłem utrzymania wielu rodzin.  
Postanowiliśmy wybrać się z ekspedycją do jednej z najstarszych, a na pewno najbardziej charyzmatycznej dzielnicy Katowic, by poznać jej historię, architekturę, mieszkających tam ludzi, a przede wszystkim unikatową atmosferę.
Spotkaliśmy się na Placu Wyzwolenia, w samym sercu Nikiszowca. Nie było nas wiele, ale gdyby termometr wskazywał ciut więcej niż +2 st. może frekwencja byłaby lepsza.





Pierwsze, co rzuciło nam się w oczy to niespotykana nigdzie indziej architektura. Specyficzne osiedle, zaprojektowane zostało  tak, by tworzyło enklawę dla mieszkańców w liczbie 6000. Trzykondygnacyjne budynki ułożone są w sposób tworzący dziedziniec każdego z nich – miejsce, w którym spotykają się ludzie. Gdzie można pobawić się z dziećmi, zrobić ognisko, zintegrować. Większe festyny odbywały się na Placu Wyzwolenia, w bezpośrednim sąsiedztwie parafii św. Anny. Trzynawowego kościoła neobarokowego, który jest w stanie pomieścić wszystkich mieszkańców jednocześnie. Piękny sakralny obiekt może się szczycić zabytkowymi organami -  jednymi z największych i najstarszych w kraju.


 Zaraz po wizycie w kościele przeszliśmy na drugą stronę placu, do Muzeum Historii Katowic, w którym dane nam było poznać historię prania i maglowania na Śląsku, zwiedzić tradycyjne mieszkanie Nikisza, a także spojrzeć na dorobek malarzy – Śląskich prymitywistów. Ludzi pracujących na dole, w kopalni, a po „szychcie” łapiących za pędzel, by oddać piękno prostego (lecz zgoła nie prostackiego) życia.
Obowiązkowym punktem zwiedzania Nikiszowca jest wizyta w najstarszym zakładzie fotograficznym na Śląsku i jednym z najstarszych w kraju – zakładzie Krzysztofa Niesporka. Ów zakład nieprzerwalnie w jednym miejscu działa od 1919 r. Wnuk założyciela poświęcił nam niedzielę, by powspominać, przypomnieć i przedstawić tę część Katowic z punktu widzenia mieszkańca.
Panie Krzysztofie – jesteśmy wdzięczni.



 Oczywiście, nie mogliśmy sobie odmówić przejścia przez całe osiedle i zwiedzenia każdego skrawka dzielnicy – pięknej, tajemniczej, trochę romantycznej, ale zaniedbanej i niedofinansowanej. Urok tego miejsca jest niepodważalny, ale czuć tutaj atmosferę nostalgii, tęsknoty za tym, co było. Za czasami, gdy wszystkie familoki tętniły życiem, gdy ojcowie wychodzili rano na szychtę. Gdy wszyscy pracowali w pocie czoła, a wieczorami zbierali się w szynku przy piwie, by się śmiać i bawić. Słychać tu echo słów starego Świętka z „Cholonka”: „Jak ja był młody, to ja robił na grubie. Zjeżdżało się na dół, fedrowało, potem wyjeżdżało na wierch. Dzwon na dzwonnicy dzwonił. Matka robili jeść. Kaj to jest? Kaj to wszystko jest?”
Włodarze Katowic starają się tchnąć w Nikiszowiec na powrót życie pełne entuzjazmu. Zrobiono remonty, założono monitoring wprowadzono kilku większych , bądź mniejszych inwestorów wykupujących mieszkania i robiących w nich apartamenty o podwyższonym standardzie. Powoli na Nikiszu pojawiają się turyści chcący chłonąć unikatową atmosferę tego miejsca. Powoli Nikisz staje się wizytówką miasta. Powoli wraca w to miejsce życie. Powoli… Bardzo powoli…
Na obiedzie w lokalnej restauracji mówiliśmy, że to piękne miejsce. Że każdy, kto postrzega Katowice i Śląsk przez pryzmat prostaczka machającego łopatą i kilofem pod ziemią powinien tu przyjechać i zobaczyć, jak bardzo się myli. Jak bardzo ludzie nie znają historii tego miejsca. Jak bardzo nie znamy jej my sami.
Pod wielkim wrażeniem Nikisza była goszcząca u nas ekipa z Krakowa. Dwóch gentelmanów ze stolicy Galicji przyjechało do nas zabytkowym Volkswagenem Karmanem Ghia i zaryczało przeciwsobnym boxerem chłodzonym powietrzem. Nie spodziewali się czegoś takiego pod „czarnym Śląsku”. Rzadko kto się spodziewa.






Po obiedzie przyszedł czas, by się pożegnać, życzyć sobie powodzenia i do zobaczenia już wkrótce. Wszak 1 kwietnia w Rybniku oficjalnie zaczynamy sezon, tak więc – do zobaczenia, czekamy na Was!

Foto by Pati ;)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

pogoda się udała, zdjęcia super!!!