Za oknami szarość, dni coraz krótsze, ptasi
świergot już z rzadka oprawia nam muzycznie wieczory, więc to niechybnie dowód
na to, ze nieubłaganie zbliżamy się do końca. Sezonu zlotowego ma się rozumieć.
Smutny to czas, bo przed nami długa i, chyba trochę nieprzewidywalna, zima.
Czas wyciągnięcia akumulatorów z klasyków i ustawienia ich na podporach w
specjalnie przystosowanych garażach. No, chyba, że ktoś Gwiazdą pomyka przez
okrągłe 12 miesięcy… Czas, w którym trzeba refleksyjnie spojrzeć na upływający
nam rok 2013… Albo nie! Na podsumowania przyjdzie pora podczas Klubowej
Wigilii, a póki co trzeba się bawić i cieszyć ostatnimi przebłyskami Wielkiego
Łaskawcy (znaczy Słoneczka). A skoro się bawić, to najlepiej na Zlocie
Kończącym Sezon Zlotów J
Niepisaną tradycję
stanowią dwa żelazne punkty w kalendarium MB Silesia Club Poland. Są to:
Rozpoczęcie Sezonu (Lany Poniedziałek w Rybniku – Kamieniu) i Zakończenie
Sezonu (pierwszy weekend października na Podbeskidziu). Zatem po wypełnieniu
kalendarium 2013 przyszła pora na Podbeskidzie. W ubiegłym roku bawiliśmy się w
Bielsku. Tym razem wybór padł na Kompleks Zagroń w Istebnej. http://www.istebna.org/lokalizacja.html.
Spotkaliśmy się
na miejscu w piątek, 4 października, by się zakwaterować i rozpocząć tradycyjną
integrację. Co prawda nie mogliśmy specjalnie rozwinąć integracyjnych skrzydeł,
bowiem organizatorzy zaplanowali dla nas atrakcje następnego dnia
rozpoczynające się śniadaniem o godzinie 8:00 (złośliwcy). No ale przyznać
muszę, warto było zwlec zwłoki z barłogu, by o 9:30 ruszyć na Czantorię. Wyjazd kolejną linową
zawsze jest dużym przeżyciem. W imię zasady – cudze chwalicie, swego nie znacie
– podziwialiśmy majestat Bieszczad. A jest co podziwiać! Obiad przyszło nam
pożywać w iście górskim otoczeniu – na szczycie Równicy. Na szczęście góralski
obiad krzepi, ponieważ zaraz po posiłku ruszyliśmy w rajd wiodący ku jedynemu
na świecie Muzeum Fiata 126p. Nie było to takie hop – siup – każdy uczestnik
zbierał punkty, które, tradycyjnie już, liczyły się do klasyfikacji generalnej.
Atrakcje zafundowane nam przez organizatorów poważnie nas wymęczyły, ale i tak
mieliśmy siłę na kolejny etap, ba, nie bójmy się tego słowa – level –
integracji. Tym razem dzień kolejny dzień zaczynał się później, więc w zacnym
gronie można było siedzieć do ciemnej nocy. Napomknąć w tym miejscu należy, że
po śniadaniu każdy mógł skorzystać do woli z parku wodnego. A była to nie lada
przyjemność po tygodniu pracy i nie mniej intensywnym weekendzie. Zlot
zakończyliśmy o 14:00 rozdaniem nagród i dyplomów, bo wiadomo – pospolitość
trzeszczy i w poniedziałek trzeba było znów iść z mozołem, w pocie czoła,
trudzie i znoju budować krajowy dobrobyt. (i nie tylko nasz, bowiem zawitali do nas przyjaciele z Czech - miłość do Gwiazdy jest międzynarodowa!)
Wróciliśmy do
domu i znów naszła mnie refleksja. Refleksja, która towarzyszy mi podczas
zakończenia każdej naszej imprezy. Tak niewiele trzeba, by w gronie naprawdę
fantastycznych ludzi spędzić trzy dni. W atmosferze pełnego luzu, odprężenia i,
przede wszystkim, świetnej zabawy z przyjaciółmi. Bowiem z pełną
odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że MB Silesia Club Poland tworzą nie
miłośnicy Mercedesów, lecz przyjaciele przez duże P. To dzięki tym ludziom
nieważne jest gdzie się bawimy. Nieważna jest pogoda. Nieważne jest kto skąd
przybywa swoją Gwiazdą. Ważne, że za każdym razem rozumiemy się bez słów, że
ludzie, którzy na co dzień zajmują się skrajnie różnymi rzeczami potrafią
przegadać ze sobą całą noc. Nie tylko o samochodach. I dlatego czekam na
Klubową Wigilię, która faktycznie zakończy klubowe kalendarium 2013. Dlatego
też czekam na kolejne zloty. A jak było na tym zlocie? Jak zwykle było
niezwykle.
PS. Partnerami Zlotu byli
Foto by Howserowa