środa, 11 grudnia 2013

O Zlocie kończącym Sezon

Za oknami szarość, dni coraz krótsze, ptasi świergot już z rzadka oprawia nam muzycznie wieczory, więc to niechybnie dowód na to, ze nieubłaganie zbliżamy się do końca. Sezonu zlotowego ma się rozumieć. Smutny to czas, bo przed nami długa i, chyba trochę nieprzewidywalna, zima. Czas wyciągnięcia akumulatorów z klasyków i ustawienia ich na podporach w specjalnie przystosowanych garażach. No, chyba, że ktoś Gwiazdą pomyka przez okrągłe 12 miesięcy… Czas, w którym trzeba refleksyjnie spojrzeć na upływający nam rok 2013… Albo nie! Na podsumowania przyjdzie pora podczas Klubowej Wigilii, a póki co trzeba się bawić i cieszyć ostatnimi przebłyskami Wielkiego Łaskawcy (znaczy Słoneczka). A skoro się bawić, to najlepiej na Zlocie Kończącym Sezon Zlotów J



                Niepisaną tradycję stanowią dwa żelazne punkty w kalendarium MB Silesia Club Poland. Są to: Rozpoczęcie Sezonu (Lany Poniedziałek w Rybniku – Kamieniu) i Zakończenie Sezonu (pierwszy weekend października na Podbeskidziu). Zatem po wypełnieniu kalendarium 2013 przyszła pora na Podbeskidzie. W ubiegłym roku bawiliśmy się w Bielsku. Tym razem wybór padł na Kompleks Zagroń w Istebnej. http://www.istebna.org/lokalizacja.html.






                Spotkaliśmy się na miejscu w piątek, 4 października, by się zakwaterować i rozpocząć tradycyjną integrację. Co prawda nie mogliśmy specjalnie rozwinąć integracyjnych skrzydeł, bowiem organizatorzy zaplanowali dla nas atrakcje następnego dnia rozpoczynające się śniadaniem o godzinie 8:00 (złośliwcy). No ale przyznać muszę, warto było zwlec zwłoki z barłogu, by o 9:30  ruszyć na Czantorię. Wyjazd kolejną linową zawsze jest dużym przeżyciem. W imię zasady – cudze chwalicie, swego nie znacie – podziwialiśmy majestat Bieszczad. A jest co podziwiać! Obiad przyszło nam pożywać w iście górskim otoczeniu – na szczycie Równicy. Na szczęście góralski obiad krzepi, ponieważ zaraz po posiłku ruszyliśmy w rajd wiodący ku jedynemu na świecie Muzeum Fiata 126p. Nie było to takie hop – siup – każdy uczestnik zbierał punkty, które, tradycyjnie już, liczyły się do klasyfikacji generalnej. Atrakcje zafundowane nam przez organizatorów poważnie nas wymęczyły, ale i tak mieliśmy siłę na kolejny etap, ba, nie bójmy się tego słowa – level – integracji. Tym razem dzień kolejny dzień zaczynał się później, więc w zacnym gronie można było siedzieć do ciemnej nocy. Napomknąć w tym miejscu należy, że po śniadaniu każdy mógł skorzystać do woli z parku wodnego. A była to nie lada przyjemność po tygodniu pracy i nie mniej intensywnym weekendzie. Zlot zakończyliśmy o 14:00 rozdaniem nagród i dyplomów, bo wiadomo – pospolitość trzeszczy i w poniedziałek trzeba było znów iść z mozołem, w pocie czoła, trudzie i znoju budować krajowy dobrobyt. (i nie tylko nasz, bowiem zawitali do nas przyjaciele z Czech - miłość do Gwiazdy jest międzynarodowa!)











                Wróciliśmy do domu i znów naszła mnie refleksja. Refleksja, która towarzyszy mi podczas zakończenia każdej naszej imprezy. Tak niewiele trzeba, by w gronie naprawdę fantastycznych ludzi spędzić trzy dni. W atmosferze pełnego luzu, odprężenia i, przede wszystkim, świetnej zabawy z przyjaciółmi. Bowiem z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że MB Silesia Club Poland tworzą nie miłośnicy Mercedesów, lecz przyjaciele przez duże P. To dzięki tym ludziom nieważne jest gdzie się bawimy. Nieważna jest pogoda. Nieważne jest kto skąd przybywa swoją Gwiazdą. Ważne, że za każdym razem rozumiemy się bez słów, że ludzie, którzy na co dzień zajmują się skrajnie różnymi rzeczami potrafią przegadać ze sobą całą noc. Nie tylko o samochodach. I dlatego czekam na Klubową Wigilię, która faktycznie zakończy klubowe kalendarium 2013. Dlatego też czekam na kolejne zloty. A jak było na tym zlocie? Jak zwykle było niezwykle. 



PS. Partnerami Zlotu byli




Foto by Howserowa