piątek, 24 maja 2013

O niewolnictwie wizerunku



Zmroziła mnie informacja podana w najnowszym „Motorze”. Głosi ona: „Do klasy E będzie można zamówić podświetlaną gwiazdę (świeci podczas odblokowywania i blokowania zamków, otwierania drzwi i klapy bagażnika), montowaną na grillu (…).”
Od razu zacząłem się zastanawiać, czy w standardzie będą również białe skarpetki do sandałów i darmowe mp3 „Ona tańczy dla mnie”? Bo dodawanie tego typu gadżetów jest jak męska siatkowa podkoszulka – zwraca uwagę, ale jednak nie wzbudza zachwytu. Nie kojarzy się z tym wszystkim, co przez blisko 130 lat wypracował Mercedes. Wszak siłą Mercedesów, od zawsze, była dyskretna elegancja. Te samochody nigdy nie były krzykliwe. Nie stylizowano ich tak, by 2 – 3 sezony szokowały, a potem, jako opatrzone i nudne, trafiały na margines.
Trudno jest mi zrozumieć taki krok inżynierów ze Stuttgartu. Chociaż, to chyba jednak nie inżynierów, a speców od PR, który dramatycznie chcą zmienić obecny wizerunek marki Mercedes – Benz. Zdarzyło mi się kiedyś rozmawiać z jednym z pracowników marketingu kompanii, który wskazał fakt, że Gwiazda straciła prym w świecie samochodów Premium na rzecz dwóch największych konkurentów rodem z Niemiec. BMW po prostu od kilku lat sprzedaje więcej samochodów dzierżąc palmę pierwszeństwa i fakt ten spędza sen z oczu kierownictwu Mercedesa. Dział marketingu łącząc siły z projektantami staje na głowie, by odebrać klientów marce, która od samego początku swojego istnienia była postrzegana, jako sportowa. Problem tylko w tym, że Mercedes, mimo, ze nie raz oferował świetne, sportowe i rajdowe modele, nie był kojarzony jednoznacznie ze sportem. Marka Mercedes wrosła w ludzka świadomość jako symbol luksusu i prestiżu. W majowym wydaniu miesięcznika „Weranda” pojawił sił tekst o Mercedesach widzianych okiem kobiety. Mimo drobnych uchybień widać w artykule fascynację autorki marką, jej pięknem i historią zawsze przeplatającą się z najważniejszymi światowymi wydarzeniami. LINK W rewelacyjnym  filmie Piotra Trzaskalskiego „Edi”, bezdomni zbieracze złomu w skupie poganiają się wzajemnie mówiąc ironicznie „wjeżdżaj tym mercedesem”. Nawet James May w „rolniczym” odcinku Top Gear mówi „nie znam się na traktorach, ale ten model, to S klasa wśród maszyn rolniczych”. Marka Mercedes dzięki konsekwencji w stylistyce (może nie aż tak żelaznej, jak w przypadku Porsche) oraz budowaniu niebywale trwałych i komfortowych samochodów stała się ikoną. Właśnie z tego narodził się, chyba najbardziej popularny slogan, mówiący że „bez gwiazdy nie ma jazdy”. Gdyby nie to, Mercedes nie był by nadwornym samochodem papieża. Koronowane głowy i przywódcy państw nie jeździli by samochodami ze Stuttgartu.
I chyba właśnie tutaj dochodzimy do sedna problemu. Mercedes chce zmienić swój wizerunek „samochodów nudnych”. „Samochodów dla dygnitarzy, taksówkarzy i emerytów”. Rozumiem, że obecnie, w dobie niesłychanie agresywnego konsumpcjonizmu, stara metka może nie przyciągać nowych klientów, a  doprowadzić do efektu Angusa Young`a, który, w imię wizerunku, zapewne do końca życia będzie kicał po scenie w krótkich portkach. Jednak kierunek, który obrało kierownictwo koncernu nie do końca wydaje mi się przemyślany, ponieważ detale o jakich wspomina „Motor” są po prostu wulgarne i nie przystają do znakomitej marki z tak bogatą tradycją.
Zauważyłem, ze obecnie wszyscy producenci samochodów chcą mieć w swojej ofercie wozy „agresywnie i sportowo stylizowane”, adresowane do „młodych wilków”. Żyje się coraz szybciej, coraz agresywniej, więc i samochód (który dawno przestał być sposobem na przemieszczanie się z punktu A do punktu B, a stał się wizytówką właściciela) nie może pozostawać z tyłu. Ale czy nie dojdziemy w końcu do pytania starego, jak świat – czy pierwsze było jajko, czy kura? A raczej, czy najpierw młodzi ludzie stali się tak przedsiębiorczy, tak „nonszalancko” rzucający wyzwanie światu, czy to spece od marketingu im to wmówili? Skoro największym hitem w katalogu prezentów komunijnych jest tablet (Chryste! Miej nas w swojej opiece), to jak do nowoczesnych wartości może przystawać linia W123, czy W124?
Przekleństwo wizerunku i rozpaczliwe próby jego zmiany (a za takie uważam podświetlaną gwiazdę na grillu) pchają Mercedesy na dziwny, niejednoznaczny tor produktów, do których można mieć bardzo ambiwalentny stosunek. By po raz kolejny wesprzeć się przykładem brytyjskich redaktorów, gospodarzy największego programu motoryzacyjnego na świecie przypomnę, że Mercedes S 63 AMG przegrał porównanie z BMW 760 IL właśnie przez problemy z tożsamością.
Radykalne ruchy, trącące wręcz desperacją, nigdy nie wychodzą na dobre, zwłaszcza, gdy za plecami ma się 130 lat historii.
Kocham Mercedesy i równocześnie świadom jestem, że świat się zmienia i że samochody też będą podlegać ewolucji, ale, mam nadzieję, że nie za wszelka cenę. Trzeba pamiętać, że to Mercedes, a ta marka do czegoś zobowiązuje!

piątek, 3 maja 2013

O wizycie w tyskiej stacji kontroli pojazdów.


Nasz Klub nie koncentruje się na żadnym konkretnym modelu Mercedesa. Fakt – najwięcej można znaleźć u nas Beczek, W124, W201 i W202 ale coraz więcej widać starszych modeli (W114/W115), E-klasowych Okularów (W210), S-klas spod znaku W140, czy W220, ale i nowością nie pogardzimy (W204, W211).
Część z nas porusza się na co dzień innymi markami, a w garażu trzyma „perełkę” na letni sezon zlotowy, ale znakomita większość używa swojej Gwiazdy na co dzień. Wśród wozów najczęściej wyjeżdżających na nasze drogi nie brakuje Gwiazd 20-sto, a nawet i 30-sto kilku letnich. Rodzi się więc zasadnicze pytanie – czy samochody tak zaawansowane wiekiem i ilością przejechanych kilometrów nadal mogą dzielnie służyć swoim właścicielom? Czy można bezpiecznie wyjechać takim pojazdem w poniedziałek rano do pracy bez obawy, że w połowie drogi będziemy musieli dzwonić po lawetę? Czy też rację ma gros moich znajomych, którzy uważają, że samochód mający ponad dwadzieścia lat nadaje się już tylko i wyłącznie do przerobienia na żyletki.
Jeżeli mam być szczery – być może większość kierowców ma rację, ale nie w przypadku Mercedesa.
Nawiązaliśmy współpracę z firmą TECHCAR z Tychów, która przy ul. Katowickiej 47 prowadzi stację kontroli pojazdów i każdy, kto pojawił się na spotkaniu klubowym 21 kwietnia mógł bezpłatnie sprawdzić stan techniczny swojej Gwiazdy.












Mimo dyskusyjnej pogody przybyło na miejsce 29 załóg w samochodach o bardzo różnym doświadczeniu drogowym. Pojawiło się również kilka nowych twarzy, co bardzo nas cieszy.












29 samochodów przeszło badania i możemy pochwalić się bez cienia wątpliwości, że z żadnym z wozów nie było problemów. Nikt nie stracił dowodu rejestracyjnego, nikt nie wyleciał z hukiem, nikt nie będzie odczuwał dyskomfortu psychicznego jeżdżąc swoim ukochanym samochodem. A warte podkreślenia jest, że niektóre z samochodów zbliżają się do przebiegu rzędu 1 000 000 km, a niektóre dawno go przekroczyły. Ale to Mercedes! Producent, który w latach `70 i `80 produkował „absurdalnie” trwałe samochody. Modele W114/W115, W123 czy W124 cieszyły swojego właściciela od momentu zakupu przez kolejne 30 lat. Według statystyk niemieckiego TUV przeciętna Beczka 200 D ulegała poważnej awarii przy przebiegu 842 000 km!!! Wynik niebywały i nie do powtórzenia przez żadne współczesne auto. Powszechnie znany jest przypadek greckiego taksówkarza Gregoriosa Sachinidesa, którego Mercedes W123 240 D przejechał ponad 4 600 000 km! Obecnie jego samochód można podziwiać w muzeum Mercedes – Benz w Stuttgarcie.


Dlatego też nie dziwią nikogo z nas wyniki przeglądów, chociaż – bijąc się w pierś trzeba przyznać – w niektórym samochodach zdarzały się luzy, drobne wycieki czy inne błahe ubytki, ale koszt naprawy zazwyczaj bywa równie błahy.
Jedna myśl nie dawała mi ciągle spokoju. Mianowicie sentymentalne wspomnienie czasów, gdy samochody były budowane przez inżynierów, a nie księgowych. Gdy koszt zaprojektowania tylnej belki do W124 nie miał znaczenia, bo priorytetem był komfort pasażerów, a przede wszystkim trwałość i prostota naprawy. Wspomnienie czasów, gdy od silników diesla nie wymagano osiągów mocnych benzyniaków przy minimalnym zużyciu paliwa, (nie zapominając o całkowitej eliminacji trujących gazów) a tego, by z jakże charakterystycznym mercedesowskim klekotem przejechały pół świata. Ba, cały świat dookoła i z powrotem. Wspomnienie samochodów, które posłusznie słuchały tego, co mówi do nich kierowca, a nie komputer. W których to kierowca decydował kiedy i jak samochód ma przyspieszać i hamować, a nie robiła tego elektronika. Kontakt z mechaniką daje prawdziwą przyjemność z jazdy. Pełna kontrola maszyny przez człowieka, a nie maszyny przez komputer daje ten cudowny dreszcz emocji. To, co tak naprawdę jest esencją przyjemności z jazdy samochodem. Stare samochody, pozbawione systemów dławiących frajdę z jazdy, dają to, co w prowadzeniu samochodu jest najprzyjemniejsze. A w dodatku to Mercedes, więc będziemy się tym cieszyć przez kolejne 30 lat.
Moi znajomi niedoświadczający posiadania, a wręcz zaszczytu posiadania Mercedesa z wyczuwalną nutką ironii mówią patrząc na moje W124 250 D, że to samochód dla emeryta lub taksówkarza. Drodzy naiwni – mój samochód ma 22 lata. Porozmawiamy, gdy Wasze plastikowe, nafaszerowane elektroników zabawki dobiją do tego wieku. Chociaż… Raczej nie dobiją… Wcześniej się rozpadną…
Z Tychów wróciliśmy pełni pozytywne energii i przeświadczenia, że nasze samochody są w pełni sprawne i nikomu nie zrobią krzywdy. Ale w sumie czemu się dziwić – wszak to Mercedes, bez względu na żaden konkretny model.
Dziękujemy firmie TECHCAR za sprawdzenie naszych Gwiazdek oraz w pełni profesjonalną obsługę. Mam nadzieję, że kiedyś będzie nam dane powtórzyć to spotkanie.





Foto by Howser, Lalunia & Gucio